Witamy w LO w Sompolnie   

Liceum Ogólnokształcące

w Sompolnie

im. Henryka Sienkiewicza

ul.  Gimnazjalna 2

62-610 Sompolno

tel. (63) 271 40 23 , 261 66 27

 

zspsompolno@poczta.onet.pl

 

Strona główna

Historia

Kalendarium

Absolwenci

Wspomnienia

   Patron

 
 
  Liceum Ogólnokształcące w Sompolnie

 1 września 2002 r  weszło  w skład Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Sompolnie. Szkoła o wieloletniej tradycji -  istnieje od 1945 r. utworzone na bazie przedwojennego gimnazjum niemieckiego. Obok liceum w skład Zespołu Szkół w Sompolnie  wchodzi sześć typów szkół : Liceum Ogólnokształcące, Liceum Profilowane, Technikum, Technikum Uzupełniające, Zasadnicza Szkoła Zawodowa, Uzupełniające Liceum Ogólnokształcące.

 
 

60 lat Liceum w Sompolnie 

\W maju 2005 roku Liceum Ogólnokształcące im,.H. Sienkiewicza obchodziło swoją 60 rocznicę powstania. 

Obejrzyj fotoreportaż z IV Zjazdu Absolwentów, uroczystości 60 lecia szkoły oraz nadania sztandaru  ZSP w Sompolnie. -> Fotoreportaż

 

 

 

 
 
 Wspomnienia
 

 

Patron liceum

 

 

 

 

 

Ewaryst Jaśkowski

Wspomnienia Absolwenta Liceum Ogólnokształcącego w Sompolnie

Część I

   

         Szkoła średnia w Sompolnie rozpoczęła pracę od 21 kwietnia 1S45 roku w budynku szkoły podstawowej, a od 1 września w budynku po byłym gimnazjum niemieckim. Obok szkoły uruchomiono też internat dla młodzieży zamiejscowej. Szkołę zorganizowało kilka osób, w tym Maria Hubę oraz nauczyciele Kazimiera Dunaj, Janina Pawłowska, Lucyna Groszkowska i Józef Łukasik, który zostam pierwszym dyrektorem. Pomoc w organizowaniu szkoły oraz wsparcia udzielał też ks. Lambert Slesiński. Pierwsza nazwa szkoły to : Samorządowe Gimnazjum Koedukacyjne w Sompolnie. Następna nazwa wprowadzona zarządzeniem - Ministra Oświaty z dnia 1 lutego 1949 roku to: Państwowa Szkoły Ogólnokształcąca Stopnia licealnego w Sompolnie." W latach. 50-tvch zmieniono nazwę na Liceum Ogólnokształcące. Rozpocząłem naukę w tej szkole 3 lata po jej powołaniu to jest w 1948 roku e po 4-ch latach w 1952 r. zdawałem maturę, Obecnie szkoła zbliża się do sześćdziesiątki. Jak na osobę fizyczną to dużo, ale na instytucje to nie za wiele, Szkoła to szczególnego rodzaju instytucja pełna żywych ludzi a to powoduje wielość różnego rodzaju wydarzeń. Mam nadzieje, że kroniki szkoły odnotowały to wszystko co cię w niej działa.
          Pierwsze wrażenia to .jak zwykle nowi koledzy, nowi nauczyciele, inny budynek szkolny. Ale by mogła powstać szkoła muszą być spełnione trzy podstawowe warunki tj. budynek, uczniowie i nauczyciele. Gała reszta to już tylko dodatki. Zacznę od budynku. Sale lekcyjne niewielkie, ciasne a uczniów w klasie po 40-u, korytarze małe, brak sali gimnastycznej, jedynie bardzo mała zastępcza, ubikacje na zewnątrz budynku, wody bieżącej brak, ogrzewanie piecowe, ławki stare pamiętające szkołę niemiecką, pomocy naukowe jak na lekarstwo, książek w bibliotece podobnie, boisko to właściwie tylko podwórze, brak podręczników do nauki. Tych trudnych warunków wie nie odczuwano bo rekompensował je zapał do nauki, a ponadto każdy wiedział że okres powojenny jest trudny i biedny.
Podobnie spartańskie Baranki istniały w internacie. Sale kilkuosobowe, ubikacje te same co dla szkoły, ogrzewanie piecowe, a palaczami byli sami uczniowie, Umywalki to w każdym pokoju  miednica i dwa wiadra jedno na czystą wodę ze studni i drugie na brudną. Całe umeblowanie to drewniane wojskowe łóżka, stół i szafy. Resztę ta jest pościel, krzesło i jakąś półkę na książki uczniowie przywozili z domu. Dzień rozpoczęcia roku szkolnego na podwórzu szkoły wyglądał jak jarmark lub zjazd taboru cygańskiego, bo z uczniami przyjeżdżali rodzice w konie a na wozie przywozili siennik wypchany słomą, poduszkę, kołdrę lub pierzynę, koce itp. W pierwszych dwóch latach mojego pobytu w internacie rodzice byli zobowiązani oprócz opłaty w gotówce przywozić artykuły żywnością we takie jak mleko, masło , mięso, warzywa, ziemniaki. Najczęściej dokonywano dostaw w dni targowe a pod koniec tygodnia już było biednie a w dodatku nie było wtedy lodówek więc z mięsem działy się różne niespodzianki mające wpływ na powonienie. Dopiero od 1S50 roku zaniechano tego i pozostały jedynie opłaty w gotówce. W dniu zakończenia roku szkolnego odbywał się podobny zjazd konnych zaprzęgów celem zabrania do domu własnego majątku uczniów. "Dodatkowym utrudnieniem było noszenie ze sobą do szkoły i z powrotem kałamarza z atramentem, bo długopisów wtedy jeszcze nie byłe. Oddzielny problem to światło. Sompolno nie było jeszcze podłączone de linii energetycznej a prąd elektryczny pochodził z prądnicy znajdującej się w młynie. Urządzenia te często się psuły a od 195C roku właściwie prądu nie było. Uczono się przy lampach naftowych i świeczkach. to takich warunkach przygotowywaliśmy się do matury. Liceum otrzymało prąd elektryczny z linii przesyłowej dopiero w 1954 roku dzięki między innymi staraniom dyrektora, warunki lokalowe szkoły uległy radykalnej zmianie dopiero w 1974 roku czyli po 22 latach od momentu kiedy zdałem maturę.
Młodzież w okresie powojennym była spragniona wiedzy, dlatego te trudne warunki bazowe przyćmiewał zapał do nauki i chęć jej zdobycia. Prawdą jest 2e część uczniów przyszła do szkoły nie przygotowana z małych wiejskich szkółek, w których uczyli nauczyciele nie posiadający matury z małym zasobem wiedzy. Powodowało to bardzo duży odsiew. Kiedy rozpoczynałem naukę były dwa oddziały równoległe liczące około 80 uczniów. Po dwóch latach już było nas 35 osób w jednym oddziale a po trzech latach zostało 16 osób. Ażeby utrzymać klasę maturalną Kurator Okręgu Szkolnego Poznańskiego zarządził połączenie klasy z taką samą ilością uczniów z Liceum w Izbicy Kujawskiej. Uczniowie z Izbicy przyszli do Sompolna i utworzono oddział 22 osobowy. Tak duży ubytek uczniów w czasie czteroletniego cyklu nauczania spowodowany był też trudnymi warunkami materialnymi w rodzinie i przejęciem do innych szkół. Brakowało ludzi d© pracy we wszystkich dziedzinach życia, dlatego część chłopców poszło de szkół oficerskich w myśl panującej wtedy zasady "nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera" , część po dwóch latach zostało nauczycielami uzupełniając zaocznie wykształcenie w Liceum Pedagogicznym w Koninie, czas.' przeszła d© różnego rodzaju szkół zawodowych by szybko zdobyć zawód i pracować. Pozostali więc tylko najwytrwalsi i najlepsi, dlatego po ukończeniu szkoły nie było problemu z dostaniem się na studia wyższe.
Młodzież była też chętna do pracy społecznej w szkole i środowisku, włączała się do modnej wtedy akcji walki z analfabetyzmem. Wyglądało to tak ze dany uczeń otrzymywał pod opiekę analfabetę i chodził wieczorami do jego domu i go uczył pisać i czytać. Wyniki tej akcji były różne ale chęci wiele. W szkole funkcjonowały kółka artystyczne, zajęcia pozalekcyjne i organizacje społeczne. Związek młodzieży Polskiej ciągle werbował nowych członków, prowadzić szkolenia ideologiczne i organizował samopomoc koleżeńską dla uczniów najsłabszych.
Uczyłem się wśród wspaniałych koleżanek i kolegów. Ci z Izbicy również się szybko zasymilowali. Wielu z nas ukończyło wyższe uczelnie, zdobyło piękne zawody, osiągnęło szczyty kariery naukowej. Ze sporą grupą kolegów z mojej klasy utrzymuje kontakty po dziś dzień mimo upływu ponad 50 lat.

 

Część II

 Wojenne & powojenne losy częste zupełnie przypadkowe rzucały ludzi w różne strony kraju. Zmieniali oni miejsca zamieszkania, szukali pracy, przekwalifikowywali się. Spotkało to również wielu nauczycieli Liceum Ogólnokształcącego w Sompolnie. Przychodzili zupełnie nie przygotowani do zawodu nauczycielskiego. Ci, którzy mieli chęć odrobinę talentu pedagogicznego i dużo pracowali stali się dobrymi nauczycielami i pozostali w zawodzie do emerytury. Inni po jakimś czasie odchodzili. Przewinęło się więc przez szkołę, wielu różnych ludzi. "Były postacie groteskowe nie potrafiące utrzymać dyscypliny i na ich lekcjach działy się rzeczy różne, był nauczyciel biologii, który tylko dyktował jakiś niedostępny dla uczniów podręcznik, był też przedwojenny właściciel ziemski /dziedzic/ z okolic Ślesina wykształcony rolniczo poza granicami Polski. Uczył biologii ze szczególnym uwzględnieniem osiągnięć Miczurina i Łysenki. Ponieważ godzin do etatu brakowało to uczył też fizyki realizując tylko tematy opisowe. Unikał doświadczeń i wzorów matematycznych. Niezastąpiony był w płynnej mowie w myśl zasady dużo gadania mało treści. Świadczyło to o braku merytorycznej wiedzy z nauczanych przedmiotów. Podstawowych jednak przedmiotów, z których zdawało się maturę i egzaminy wstępne na wyższe uczelnie uczyli nauczyciele kwalifikowani lub zdobywający kwalifikacje kosztem solidnej pracy.
              Jest mi z perspektywy czasu o tyle łatwiej ocenić wysiłki pedagogów bo sam byłem nauczycielem, działaczem oświatowym i pracownikiem nadzoru pedagogicznego w powiecie przed 1975 rokiem. Później przekwalifikowałem się na urzędnika ale z oświatą długie jeszcze lata miałem do czynienia. Oceniając prace nauczycieli trzeba też pamiętać, że był to okres powojenny, zmiana ustroju, brak podręczników i największe nasilenie systemu stalinowskiego. Powodowało to dezorientacje nauczycieli w treściach nauczania. Część podręczników np. do historii czy biologii było tłumaczonych z podręczników radzieckich przepełnionych cytatami z klasyków marksizmu, leniniznu i stalinizmu.
Gdy rozpoczynałem naukę dyrektorem w latach 1946 - 1950 był Kazimierz Dorywalski starszy pan z wykształcenia chemik, przedwojenny nauczyciel wysoka kwalifikowany, kulturalny, dobrotliwy dla uczniów cieszący się dużym autorytetem. Dość szybko i trochę niewyraźnie mówił ale chemii uczył dobrze. Było to jednak nauczanie werbalne z powodu braku pomocy dydaktycznych do wykonywania doświadczeń. Teoria wypowiadana przez dyrektora była zrozumiała i łatwo przyswajalna.
Po dwóch latach mojej nauki dyrektor przestał pełnić swoją funkcje i z Sompolna się wyprowadził. Przyczyna nie jest mi znana. Można tylko domniemać że był to brak zaangażowania politycznego.
Nowym dyrektorem został w 1950 roku Hilary Adamczewski, który przybył ze Śremu. Kierował szkołą do 1964 roku. Miał syna w moim wieku i syn znalazł się w naszej klasie i razem zdawaliśmy maturę. Skończył Politechnikę Wrocławską i pracował w małym zakładzie produktów elektrotechnicznych w Dusznikach Zdroju. Odwiedziłem go ostatnio w 1991 roku.
Dyrektor Adamczewski urodził się w 1905 roku w Środzie WIkp. Maturę złożył w Śremie w 1926 roku. Studiował historie na Uniwersytecie Poznańskim lecz studiów nie zakończył egzaminem magisterskim. Od 1932 roku był wykładowcą w Szkole Podoficerskiej w Śremie W czasie okupacji mieszkał i pracował w Nowym Sączu, Rzeszowie i Radomiu w Przedsiębiorstwach Budowy Dróg. Po wojnie wrócił do Śrem i pracował jako nauczyciel w liceum Ogólnokształcącym. Po odbyciu kursu dyrektorów w Otwocku został przez Kuratora Okręgu Szkolnego Poznańskiego mianowany dyrektorem w Sompolnie. W 1954 roku złożył egzamin uproszczony na nauczyciela szkół średnich. W 1964 roku został odwołany ze stanowiska dyrektora i przeniesiony do Liceum Ogólnokształcącego w Kłodawie, gdzie uczył histerii i równocześnie pełnił funkcje kierownika Powiatowego Ośrodka Metodycznego w Kole. Przeszedł na emeryturę w 1972 roku. Zmarł v; 1974 roku i został pochowany w Kłodawie. Zaangażowany był w pracy Stronnictwa Demokratycznego. Dbał o wyposażenie szkoły. W czasie jego kadencji wybudowano zastępczą sale gimnastyczną. Jako nauczyciel próbował uczyć różnych przedmiotów. Uczył wiec obok Historii łaciny, geolog; a nawet w młodszych klasach matematyki. Dla uczniów zbyt surowy, osobowość bezbarwna, lekcje prowadził w sposób wyjątkowo nudny, z nauczanej łaciny niewiele pozostało mi w pamięci.
       W mojej ocenie głównym filarem szkoły była nauczycielka języka polskiego Janina Słonczewska. Przygotowana merytorycznie do zawodu, posiadała ogrom wiedzy, miała właściwe podejście do niekwestionowany autorytet szkoły, bardzo wymagająca.
       Potrafiła zmusić uczniów dc intensywnego myślenia i dokładnej analizy przeczytanych lektur. Jej metoda to wszystko wyciągnąć od uczniów stosując słynne "i co jeszcze" a sama tylko podsumowała i podyktowała wnioski. Nie było da pomyślenia by uczeń nie przeczytał wskazanej lektury. Dużo uwagi poświęcała pisaniu wypracowań a przy okazji gramatyka i ortografia musiały parne wejść do głowy. Do dziś u mnie błąd ortograficzny to jedynie przypadek. Historii literatury uczyła na podstawie słynnego przedwojennego podręcznika Ignacego Chrzanowskiego. Gała trudność polegała na tym, że w klasie był tylko jeden egzemplarz tej książki bo po wojnie jej nie wznowiono. Zostawaliśmy więc po lekcjach i ktoś czytał zadany materiał a cała klasa notowała.
Nie mogę pominąć w swoich wspomnieniach życiorysu tej wspaniałej nauczycielki:
Janina Słonczewska urodziła się 13 maja 1908 roku w Moryniu - województwo nowogródzkie. Ojciec był buchalterem. Cd 1915 roku rodzina na stałe zamieszkiwała v Nieświeżu. Tara v/ 1917 roku rozpoczęła naukę w szkole średniej założonej przez Polską Macierz Szkole W 1926 roku ukończyła gimnazjum państwowe w Nieświeżu i zapisała się na Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie Będąc absolwentką pracowała 2 lata w państwowy w gimnazjum w Nowej Wilejce i jeden rok w Szkole Rzemiosł Budowlanych w Wilnie, 6 maja 1939 roku ukończyła studia w zakresie filologii polskiej i uzyskała tytuł magistra. Jej temat pracy magisterskiej to: "Poglądy Mickiewicza na poezje, poetę i krytykę literacką i jego stosunek do krytyków romantycznych /Brodziński, Mochnacki i Grabowski/". Po wybuchu II wojny kwiatowej w roku szkolnym 1939/40 pracowała w Gimnazjum w Nieświeżu a w roku szkolnym 1940/41 na skutek likwidacji jeżyka polskiego w szkole średniej została przeniesiona do szkoły podstawowej w miejscowości Zawita pow. Nieśwież. W latach 1941-43 pracowała w magistracie jako kancelistka. Gdy przyszły poraz drugi władze radzieckie pracowała jako urzędniczka w Urzędzie Rolnym w Nieświeżu. W roku 1945 w ramach repatriacji z terenów wschodnich zamieszkała wraz z dwoma siostrami i szwagrem w Sonpolnie i od września tegoż roku podjęła prace nauczycielki języka polskiego w Liceum Ogólnokształcącym w Sompolnie. Przepracowała tam 27 lat i w roku 1972 przeszła na emeryturę. Zmarła w Sompolnie 8 lutego 1997.

Cześć III

W części drugiej wspomniałem, że powojenne losy zupełnie przypadkowo rzucały ludzi w różne miejsca związane z poszukiwaniem pracy. Tak przypadkowo znalazł się w Sompolnie nauczyciel matematyki Włodzimierz Tymoszyk z zawodu inżynier melioracji, który szybko adoptował się w zawodzie nauczyciela i pięknie tej trudnej wiedzy uczył. Przedmiot przez niego wykładany nie podlegał ówczesnej ideologii, dlatego wiedza nie budziła wątpliwości. W tym przypadku nie straciło na aktualności stwierdzenie filozofa Kanta, że w każdej nauce jest tyle prawdy ile w niej matematyki. Pan Tymoszyk dużo wymagał, często robił sprawdziany pisemne, kładł duży nacisk na samodzielne myślenie szczególnie podczas rozwiązywania zadań tekstowych. Dobrze też przygotował do matury i do egzaminów wstępnych na wyższe uczelnie. Sprawdziłem to osobiście zdając egzamin wstępny z matematyki na UAM w Poznaniu. Osobowość nauczyciela budziła respekt. Zawsze poważny, schludnie ubrany, inteligentny i kulturalny w stosunku do uczniów. Wychodząc z klasy na koniec lekcji często używał swoistego powiedzenia: "Ja wam mówię wy się uczcie". Nie sposób pominąć krótkiego życiorysu tak pozytywnej postaci:
Włodzimierz Tymoszyk urodził się 29 sierpnia 1902 roku w Sokalu byłego województwa lwowskiego. Tam też uczęszczał do szkoły powszechnej oraz Gimnazjum klasycznego, które ukończył w 1923 roku. W tymże roku zapisał się na Politechnikę Warszawską Wydział Wodny. Studia ŁS Politechnice ukończył w roku 1929 uzyskując dyplom inżyniera hydrotechnika. Od 1930 roku rozpoczął prace zawodową w Okresowym Urzędzie Ziemskim w Kielcach w charakterze Rejonowego Kierownika Robót Melioracyjnych. Od 1933 do 1936 r. pracował w Urzędzie Wojewódzkim w Białymstoku w Wydziale Rolnictwa wykonując podobne prace jak w Kielcach. Od 1936 r. do 1939 r. to jest do wybuchu wojny pracował w Starostwie Powiatowym w Łomży w charakterze Kierownika Referatu Melioracyjnego na 3 sąsiednie powiaty. W czasie wojny mieszkam w Siedlcach a następnie przyjechał do Sompolna, gdzie rodzice żony posiadali własny dom. Został przydzielony przez Niemiecki Urząd Pracy do prywatnej firmy budowlano - melioracyjnej "Wadle" w Kłodawie, gdzie pracował do zakończenia II wojny światowej. Po wyzwoleniu w 1945 roku brał udział w organizowaniu Gimnazjum Samorządowego w Sompolnie w którym rozpoczął prace w charakterze nauczyciela matematyki od września 1S45 roku. Pracował tam 22 lata tj. do 1967 roku. Nie dane mu było odpocząć na zasłużonej emeryturze. Zmarł 19 stycznia 1S68 roku i pochowany został na cmentarzu w Sompolnie.
        Byłem na jego pogrzebie jako jeden z byłych uczniów, którzy lubili matematykę, a to zamiłowanie zaszczepił mi p. Tymoszyk.
Wyjątkowym nauczycielem jakiego spotkałem w Sonpolnie był Jan Mickunas. Uczył mnie języka rosyjskiego i równocześnie był kierownikiem internatu. Postać niezwykle barwna. Nie odkrywał rąbka swojego życiorysu ale wszyscy wiedzieli że był wojskowym i uwielbiał konie, Człowiek niezwykle zdolny władający kilkoma językami, których wciąż się samodzielnie uczył. Kiedy my mieszkańcy internatu już dawno spaliśmy kierownik jeszcze siedział w swoim pokoju i wertował słowniki języków obcych. Uczył w Liceum angielskiego i rosyjskiego. Szybko opanował metodykę nauczania bo jego lekcje to kunszt pracy z uczniami i ogromne wymagania w intensywnym myśleniu. Po czterech latach nauki opanowaliśmy tak język że patrząc w tekst rosyjskiej gazety należało biegle czytać po polsku. Wymagał też biegłego opowiadania po rosyjsku treści czytanek czy przeczytanych książek z literatury pięknej.
W internacie panowała żelazna dyscyplina a za brak subordynacji można było oberwać iście wojskową wiązankę. Dla uczniów zdolnych i dobrze zachowujących się był bardzo przyjacielski. Jako człowiek z bogatym doświadczeniem życiowym potrafił udzielać dobrych rad i odpowiedzieć na każde pytanie ucznia. O barwności osoby świadczy jego życiorys, który w skrócie przedstawiam:
Jan Mickunas urodził się; 20 kwietnia 1907 roku w Kazimierzy Wilekiej powiat Pińczów. Był wnukiem litewskiego emigranta, który poślubił córkę ziemianina Rayskiego hodowcy koni. Ten fakt wyjaśnia jego litewskie nazwisko i zamiłowanie do koni zaszczepione przez dziadka. Ojciec był nauczycielem w Krakowie. Zmarł gdy Jan miał 10 lat Wychowywał go po śmierci ojca wuj lekarz mieszkający w Sosnowcu. Tam ukończył gimnazjum i w 1924 roku wstąpił do Szkoły Podchorążych w Warszawie. Ukończył ją jako prymus w 1925 roku. Po odbyciu praktyki w 80-tym Pułku Piechoty w Słoninie wstąpił do Oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu, która ukończył w 1927 roku równie^ jako najlepszy i otrzymał stopień podporucznika. "Dostał przydział do Dywizjonu Artylerii Konnej w Suwałkach. W 1931 roku odbył w Toruniu kurs instruktorów jazdy konnej a w roku 1935 ponowny kurs na instruktora jazdy konnej. Od 1935 roku już jako kapitan służył w "Dywizjonie Artylerii konnej v Warszawie. Od kilku już lat uczestniczył w zawodach hipicznych uzyskując w 1934 roku tytuł wicemistrza Polski w konkursie na konia wierzchowego. W latach 1937-39 był instruktorem Grupy Sportu Konnego w Grudziądzu. W 1939 roku wraz z grupą polską i na jej czele startował  międzynarodowych zawodach w Turynie a następnie przygotowywał polską reprezentacje do igrzysk olimpijskich w Helsinkach, Wojna tą prace przerwała. 25 sierpnia 1939 roku otrzymał przydział do 7-geo Pułku Artylerii Ciężkiej w Poznaniu i walczył w Armii Poznań pod dowództwem generała Kutrzeby. Po bitwie nad Bzurą dostał się do niewoli i został przewieziony do obozu jenieckiego w Prusach Wschodnich. W 1940 roku z obozu uciekł i dotarł do Warszawy, gdzie wyrobiono mu dokumenty inwalidzkie i udał sio do schroniska inwalidzkiego. Po nawiązaniu kontaktu z AK wyjechał w okolice Puław i tam pod fałszywym nazwiskiem Henryk Raźniewski pracował jako robotnik rolny. Znając jeżyk niemiecki został tłumaczem w gminie Żyrzyn, następnie administrował majątkiem ziemskim. Po wejściu w 1044 r. oddziałów Ludowego Wojska Polskiego zgłosił się do Komendantury w Lublinie. Niestety po kilku dniach został aresztowany i wywieziony na wschód do Diagilewa do łagru NKWD. W marcu 1945 roku uciekł z łagru do Wiln&, a stamtąd pociągiem repatriacyjnym dojechał do Poznania. Z Poznania przybył do Sompolna i rozpoczął prace w Nadleśnictwie. Od 1 czerwca 1947 r. zatrudniony został w Gimnazjum Samorządowym w Sompolnie jako nauczyciel języka angielskiego i rosyjskiego. Na Uniwersytecie Jagielońskim uzyskał dyplom uprawniający do nauczania języka angielskiego, oprócz angielskiego i rosyjskiego znał jeszcze niemiecki i francuski. Pracował w Sompolnie zaledwie 8 lat to jest do 1955 roku ale dał się poznać jako bardzo zdolny i dobry nauczyciel. Wielu jego absolwentów studiowało filologie angielską i rosyjską. W roku 1955 przeniósł się do Technikum Rachunkowości Rolnej w Zieleńcu k/ Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie został dyrektorem. W tym czasie napisał podręcznik do nauki języka angielskiego wznawiany 17 razy. Po 1956 roku za służbę AK otrzymał stopień majora. W 1962 roku porzucił zawód nauczyciela i wrócił do koni. Został zatrudniony jako kierownik wyszkolenia związku jeździeckiego a następnie kierował Zakładem Treningowym w Stadninie Koni w Chyszowie koło Tarnowa. Pracował też v< ośrodkach jeździeckich w Posadowie i w Poznaniu na Woli. Był sędzią międzynarodowym w jeździectwie. Jego syn Wojciech również oddał się jeździectwu. Major Mickunas zmarł 2 listopada 1973 roku w Poznaniu a pochowany został na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie,

Część IV

Dobrze zapamiętałem też wielu innych nauczycieli. Do nich należy ani na Pawłowska, która uczyła historii i geografii, a przez, dwa lata była moją wychowawczynią. Posiadała wyższe wykształcenie i pełne kwalifikacje nauczycielskie. Uczyła, dobrze jednak trudnością w nauczaniu historii był przede wszystkim program, który pomijał wiele, niewygodnych dla ustroju faktów historycznych a podręczniki historii powszechnej to tłumaczenie podręczników radzieckich przesyconych cytatami z dzieł Lenina i Stalina. Taka historia nawet najlepiej wykładana była nudna i mało ciekawa. Pozostało więc uzupełnić sobie wiedze historyczną dopiero w późniejszym czasie. Pani Pawłowska zmarła w 1i996 roku przeżywszy 87 lat i pochowana została w Sompolnie.
Wielostronnie uzdolnionym był nauczyciel Stanisław Kosiorek. Zawsze pogodny, wesoły nucący coś pod nosem muzyk prowadzący chór szkolny a ponadto malarz i. rysownik. Uczył języka polskiego ale z braku godzin uczył też geografii przez, jeden rok w mojej, klasie. Pan Kosiorek to postać bardzo pozytywna i lubiana przez, uczniów. Zmarł 1983 roku pochowany został w Sompolnie.
        Przez szkołę przewinęło się wielu nauczycieli, którzy najczęściej uczyli krótko a ilość godzin nauczania niektórych przedmiotów nie wystarczała na pełen etat ponieważ szkoła liczyła przeciętnie 7 oddziałów. Nie miała też w tym czasie szkoła szczęścia do nauczycieli biologów, fizyków i sportowców do wf.
       Warto też wspomnieć o nauczycielach religii, którymi byli księża. Przez 4 lata uczyło mnie 3 księży. W pierwszym roku znany rzeź starsze pokolenie mieszkańców Sompolna Ks. Lambert Slisiński. Jego ciekawy życiorys a szczególnie ta jego część, która dotyczy przetrwania przez, cały okres okupacji hitlerowskiej, w Sompolnie budzi podziw. Religii uczył w sposób ciekawy i interesujący ale ze swoich przeżyć okupacyjnych niechętnie się zwierzał. W drugim roku nauki uczył mnie młody prefekt z Sompolna ks. Jan Kolos. Był bardzo wymagający, historii kościoła trzeba było uczyć się na pamięć tak jak było dane w podręczniku. Jego lekcje były dość werbalne i mało ciekawe, Takiego nauczyciela najczęściej się nie lubi. Całe szczęście że po roku został przeniesiony do innej parafii a dwa następne lata uczył miejscowy proboszcz ks. Jan Świderski. Miał wtedy 62 lata i nazywaliśmy go dobrotliwy staruszek. Jego lekcje były bardzo ciekawe nacechowane ogromnym doświadczeniem życiowym i gruntownym wykształceniem teologicznym oraz medycznym zdobytym na uczelniach Petersburga.
       Potrafił swoje doświadczenie powiązać z problematyką religijną i w sumie wychodziły z tego ciekawe lekcje przygotowujące do dorosłego  życia,. Ks. Świderski zmarł w 1959 roku przeżywszy 71 lat i spoczywa na cmentarzu w Sompolnie. To tyle uczniowskich wspomnień.
Po wielu latach tak się złożyło, że pracowałem w Związku Nauczycielstwa Polskiego a następnie w Wydziale Oświaty i Kultury Urzędu Powiatowego w Kole i miałem częsty kontakt ze swoją byłą szkołą już w innym charakterze. Pamiętam wyruszający moment kiedy w roku 1972 w obecności całej społeczności szkolnej wręczałem w imieniu Ministra Oświaty nagrodę ministerialną p. Stanisławowi Kosiorkowi. Bywałem kilkakrotnie: na uroczystościach szkolnych. Pracując w Wydziale Oświaty odpowiadałem między innymi za prowadzenie inwestycji szkolnych, dlatego przypadło mi pełnić funkcje inwestora podczas budowy obecnego obiektu szkolnego. Budowa została rozpoczęta w roku 1970 w czynie społecznym. Powołano Społeczny Komitet Budowy na. czele z p. Nikodemem Pekasiewiczem, zlecono wykonanie prywatnemu przedsiębiorstwu budowlanemu p. Jarki, zgromadzono część materiałów budowlanych ale w trakcie budowy okazało się że wymóg formalny 50 % czynu społecznego i drugie 50% dotacji państwowej nie został spełniony. Czyn społeczny wynosił zaledwie 20 % kosztów, budowy. Zaczęły się wtedy ogromne biurokratyczne schody, które wraz z. kierownictwem władz powiatowych musieliśmy pokonać, by nie przerwać budowy i pozyskać dodatkowe nie planowane środki finansowe. Po trudnych zmaganiach udało się, ale pod koniec budowy powstał następny problem znalezienia pieniędzy na pierwsze wyposażenie szkoły. Zadecydował przypadek. W 1973 roku obradowało w Kole wyjazdowe kolegium Kuratora Szkolnego w Poznaniu poświęcone wprowadzaniu reformy ministra Kuberskiego /szkoły gminne/. Skorzystałem z tej okazji i podczas obrad zabrałem głos dzieląc się kłopotami związanymi z wyposażeniem Liceum w Sompolnie. Pani Kurator Anna Tyczyńska publicznie przyrzekła dotacje w wysokości jednego miliona złotych na wyposażenie. Po spełnieniu kilku formalności i przedstawieniu programu wyposażenia dotacja została przekazana na konto inwestycyjne szkoły, Szkołę oddano do użytku w 1974 roku Od 1 stycznia 1974 r. zmieniłem stanowisko w Urzędzie Powiatowym. Pan dyrektor Teodorczyk nią uznał za stosowne zaprosić mnie na otwarcie szkoły. Od 1974 r. nie miałem już kontaktu ze szkołą, uczestniczyłem jedynie, w trzech kolejnych zjazdach w latach 1985,1990 i 1995. W obecności wszystkich gości na dwóch pierwszych zjazdach zabierałem głos dzieląc się wspomnieniami.

 Ewaryst Jaśkowski

 

 

 

 

 

 
 

Liceum Ogólnokształcące  w Sompolnie © 2001-2020

Wersja 7.4